20.10.13

Rozdział Drugi

II.Tragedia

-Nie, nie. To nie możliwe.-powtarzałam w kółko jak popsute radio siedząc na brzegu kanapy. Obaj policjanci patrzyli z żalem i czekali aż będę gotowa do współpracy.
-Dobrze, czy jest pani w stanie opowiedzieć nam co pani robiła pomiędzy 20:00 a 23:00?
-Ehmm, byłam na imprezie z okazji rozpoczęcia roku szkolnego.-pochlipując i wycierając dłonią oczy odpowiedziałam z trudem.
-Czy jest ktoś kto może to potwierdzić?-zapytał wyższy z policjantów wpisując każde moje słowo do notesu.
-Moja przyjaciółka Suzan MClain i chłop.. były chłopak Luke Carlson.- trochę się zdziwiłam że nie wspomniałam o...zaraz jak on miał na imie? A tak, Mike.
Policjanci rozejrzeli się po domu zaglądając do każdej szparki. Bardzo mnie to denerwowało ale co ja mogłam zrobić. Szukali dowodów które mogłyby pomóc w sprawie zgonu moich rodziców. Po chwili do kuchni wszedł Matt. Na początku nie zauważył policji lecz gdy się odwrócił i zobaczył dwóch facetów grzebiących w szafce poświęconej rachunkom wypuścił z ręki szklankę z sokiem która zbiła się po dotknięciu z podłogą.
-Lilly, o co chodzi?- zdezorientowany zapytał podniesionym głosem mierzwiąc rękom włosy.
-Matt musimy porozmawiać. Ci panowie są z policji jak widzisz. Ehmm, możesz usiąść ?- pokazałam ręką miejsce na przeciwko siebie. Tak naprawdę nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Szybkie " Matt, rodzice zginęli w wypadku samochodowym" nie wystarczy.
Po piętnastu minutach rozmowy oboje siedzieliśmy na środku pokoju przytuleni i zapłakani.
-Co teraz będzie.-mówiąc sama do siebie popatrzyłam na zdjęcie rodziców stojące na komodzie obok okna.
- W związku z tym że nie jesteście pełnoletni nie możecie pozostać bez opieki. Macie może kogoś bliskiego? Ciocia, wujek, dziadkowie ?
-Nasi dziadkowie nie żyją od  2 lat. Hmm, mamy ciotkę. Doris Baker, jest to siostra naszego ojca. Tak naprawdę nie wiem czy to dobry pomysł ponieważ przed 4 laty straciła męża i syna.
-Trzeba spróbować jeśli jednak nie zgodzi się będą państwo oddani do domu dziecka.-zatkało mnie. Nie chciałam byśmy byli oddani w obce ręce. Ciocia musi się zgodzić!
-Proszę jeszcze dzisiaj zadzwonić do Pani Doris i się zapytać a potem zadzwonić do mnie i poinformować o wszystkim.- wychodząc podał mi wizytówkę ze swoim imieniem, nazwiskiem, numerem telefonu i faxem.
-Na pewno.-dmuchając w chusteczkę zamknęłam za nimi drzwi. Po 15 minutach byłam już po rozmowie z ciotką. Wiedziałam że jest jej ciężko lecz zgodziła się. Matt nadal nie mógł się otrząsnąć po strasznej wiadomości. Siedząc na kanapie popijał rumiankową herbatę. Wieczorem byliśmy spakowani i czekaliśmy na ciocię która obiecała że po nas przyjedzie. W dzień poinformowałam jeszcze Pana Smitha że sprawa z ciocią została załatwiona. Słychać było w jego głosie zadowolenie.
O 19:30 usłyszeliśmy trąbienie na podjeździe co oznaczało że czas się zbierać. Wzięłam jeszcze parę rzeczy które by mi się na pewno kiedyś przydały i zeszłam na dół. Matt był już gotowy.
-Dlaczego? Nie chce stąd wyjeżdżać! Dlaczego musiało to im się przydarzyć ?!-raz szepcząc raz krzycząc ze łzami w oczach powtarzał Matt.
Przed drzwiami pojawiła się ciocia i wzięła od nas dwie walizki i wrzuciła do bagażnika.
-Tak mi przykro. Mogę sobie tylko wyobrazić co czujecie.-przytulając nas w tym samym czasie, zaczęła płakać. Po paru minutach uspokoiła się, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Na szczęście ciocia mieszkała po drugiej stronie lasu co oznaczało że będziemy mieć tylko 3 ulice dalej do szkoły. Jej dom z zewnątrz wyglądał na mały ale tak naprawdę miał 3 sypialnie, duży salon, dużą kuchnie i małą łazienkę. Bardzo się cieszyłam że dwa z pokoi były przeznaczone dla mnie i dla Matt`a. Ciocia pomogła nam zanieść bagaże do pokoi a potem poszła do kuchni zrobić kolację. Po 20 minutach jedzenie było gotowe lecz Matt chciał zjeść u siebie a ja w ogóle nie miałam apetytu.
-Ciociu, przepraszam ale nie jestem głodna.- stwierdziłam marszcząc nos.
-W porządku. Jeśli zgłodniejesz jedzenie jest w lodówce. Wystarczy że włożysz do mikrofalówki.-odpowiedziała, próbując się uśmiechnąć podreptała do swojego pokoju. Było mi jej żal bo wczorajszej nocy straciła ostatnią najbliższą osobę z rodziny jaka jej pozostała.
Tydzień później odbył się pogrzeb. Ubrana w czarne spodnie i tego samego koloru marynarkę stanęłam na chodniku pełnym kałuż.
-Dlaczego właśnie tego dnia musiało padać.-przeklinając pogodę w duchu ruszyłam w stronę cmentarza. Gdy zobaczyłam czarną głęboką dziurę w ziemi przeszedł mnie dreszcz, stanęłam a wraz ze mną Matt i ciocia Doris. Tak naprawdę nie słuchałam tego co mówił ksiądz, po prostu tam stałam i wpatrywałam się jak trumny znikają w ciemnościach tej strasznej dziury. Ku mojemu zdziwieniu nie płakałam. Po całej ceremonii ludzie zaczęli się rozchodzić.
-Wsiadasz?-zapytał Matt wyglądając przez okno. Dopiero po chwili zorientowałam się że stoję na środku chodnika moknąc w deszczu.
-Ehmm nie. Jedźcie ja się przejdę.-odpowiedziałam robiąc ruch brodą przed siebie.
-Jesteś pewna?-zapytała ciocia.
-Tak, tak. Do zobaczenia później.
Dopiero kiedy samochód odjechał poczułam jaka byłam samotna. Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie rozmyślając o różnych rzeczach takich jak impreza z Suzan i zerwanie z Likiem. Gdy byłam w połowie drogi do domu czyli koło lasu usłyszałam znajomy głos. Serce zaczęło szybciej bić a krew krążyć.
-Cześć, Lilly. Składam ci najszczersze kondolencje.-znałam ten głos. Nie odwracając się odpowiedziałam robiąc pół uśmieszek.
-Dziękuje Mike.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jest, kolejny rozdział. Moim zdaniem nic się w nim nie dzieje.
Starałam się ale nic z tego. Mam nadzieję że nie zanudziłam was na śmierdź
i nie przestaniecie czytać. Na początku miałam wenę
ale potem ją straciłam :(
Obiecuje że rozdział który pojawi się za tydzień
będzie o wiele ciekawszy i przysięgam że się nie zawiedziecie.
Proszę o szczere komentarze :*
 

1 komentarz:

  1. To jest zarąbiste, wcale nie nudne :) ALE mam jedno! Z racji tego że tyle czekałam, myślałam że będzie tego więcej ;_; Zawiodłam się, dla takiej czytelniczki to za mało ;_; Ale I tak mi się podoba to co napisałaś ;>

    OdpowiedzUsuń

Powered By Blogger