X.Nadzieja
-Matt! Wstawaj.
-Daj mi spokój, głowa mnie boli-byłam wściekła. Ciotka jeszcze nie wróciła a ja mam się mordować z Mattem i jego porannym wstawaniem.
-To już twój problem. Mogłeś myśleć wcześniej gdy sięgałeś po butelkę a teraz podnoś te cztery litery bo podejmę się drastyczniejszych środków.
-Rób co chcesz, ja idę spać-moim zdaniem ciotka nie jest odpowiedzialna. Nie mieliśmy nic do jedzenia ponieważ ona nie zostawiła nam żadnych pieniędzy no i jeszcze Matt, Boże za co mnie tak każesz.
-Dobrze tylko nie krzycz-chłopak tylko mruknął coś pod nosem naciągając kołdrę na głowę. Miałam pomysł, dobrze był drastyczny ale jest to moja ostatnia szansa. Poszłam do kuchni, wyciągnęłam z szafki średniej wielkości garnek do którego nalałam lodowatej wody. Dźwigając garnek wróciłam do pokoju brata i jednym, gwałtownym ruchem wylałam całą zawartość na łóżko.
-Kurwa mać, co ty idiotko do cholery wyprawiasz?!
-Mówiłam nie krzycz, a po za tym nie przeklinaj. Teraz po małym prysznicu możesz iść do szkoły. I radzę ci iść bo może być później nieprzyjemnie.
-Ty mi nie rozkazuj bo, bo..
-Bo co-chłopak nie umiał odpowiedzieć, wyjął z szafki jakieś ciuchy i poszedł do łazienki. Ja w międzyczasie sięgnęłam po torbę i wyszłam z domu do szkoły. Szłam już jakieś pięć minut gdy nagle poczułam że ktoś za mną idzie. Kiedy się odwróciłam, nagrodziłam się w myślach za moje przeczucie. Tak, ktoś szedł za mną i tym kimś był Mike. Patrzył ze spuszczoną głową na chodnik. Moje serce zaczęło przyśpieszać, a oddech był nierówny. Próbowałam iść szybciej jednak czułam niemiłe pulsowanie w łydkach. Na szczęście na horyzoncie widać było już róg szkoły.
***
Trzecią lekcje miałam biologie na której siedziałam z Viktorią.
-Hej Lilly, co u ciebie?-popatrzyłam na nią zdziwiona bo przecież nigdy nie rozmawiałyśmy.
-Cześć. Dobrze a u ciebie?
-Też ale nie aż tak jak u ciebie..
-O co ci chodzi?-obróciłam się w jej stronę.
-Nic mi nie mówiłaś że Mike, ten nowy, jest twoim chłopakiem
-Słucham?
-No że Mike Ramirez, ten z którym ostatnio przyszłaś do szkoły to twój chłopak.-patrzyłam na nią zdezorientowana
-Viki, on nie jest moim chłopakiem. Nigdy nie byliśmy i nie jesteśmy razem. Skąd taki pomysł ?
-Żartujesz? Wszyscy o tym mówią-dopiero teraz zobaczyłam że wszyscy się na mnie patrzą. Zagłębiłam się głębiej na krześle po czym dodałam
-Nie jesteśmy razem!
-A powinniście. Wiesz jak on się na ciebie patrzy, oh. Ile ja bym dała by jakikolwiek chłopak tak na mnie patrzył a ty mi tu wyjeżdżasz że nic nie wiem? Dziewczyno, ogarnij się-byłam coraz bardziej wściekła. Byłam ciekawa kto rozgadał tak straszną plotkę, ale podejrzewałam już kto.
Postanowiłam że od razu po lekcjach pójdę do tego dupka i mu nawciskam co o nim myślę, jednak pierwsze pytanie brzmiało: czy dam radę?
Lekcje ciągnęły się i ciągnęły i kiedy w szkole rozległ się dźwięk dzwonka wystrzeliłam z ławki, zabrałam z szafki najpotrzebniejsze książki i wyszłam ze szkoły.
-Lilly, Lilly poczekaj!
-Viki, nie mam teraz czasu, muszę coś załatwić-szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu by odłożyć torbę. Tak też zrobiłam i już po dziesięciu minutach szłam samotnie po lesie w poszukiwaniu małego, drewnianego domku Mike.
Dzisiejszego dnia w lesie było zadziwiająco zimno i mrocznie tak jak by las przygotowywał się na niezłą awanturę. Szłam przedzierając się przez ostre krzaki których łodygi raniły moje ręce i twarz. Już myślałam że się zgubiłam gdy nagle zobaczyłam mały strumyczek.
-Tak, jestem prawie na miejscu- pomyślałam i przyśpieszyłam kroku. Krzaków było mniej jednak w tym miejscu ziemia była tak mokra że przy każdym kroku czułam że moje nowe, białe trampki nasiąkają wodą. Westchnęłam.
W końcu stanęłam na małej polance a przede mną stał mały, drewniany domek.
-Mike! Mike! Mamy jedną sprawę do obgadania!-drzwi do domku były otwarte i aż zapraszały do środka jednak ja, nie zważając na moją złość stałam ciągle w tym samym miejscu. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam czerwone odciski łap na schodkach prowadzące do domku.
-O Boże. Mike!-powoli zaczęłam zbliżać się do drzwi. Bałam się że ten kiciuś którego widziałam w lesie gdy byłam na wycieczce z Mike przyszedł tu za nami i złożył nieoczekiwaną wizytę chłopakowi. Kiedy byłam już na trzecim schodku i miałam wchodzić na kolejny z domku dobiegło do mnie głośne prychnięcie pełne oburzenia.
-Mike?!-zrobiłam kolejny krok a z domu doszło do mnie ciche warczenie
Woląc nie ryzykować sięgnęłam po leżący niedaleko wielki badyl który miał mnie uchronić przed tym kto krył się w ciemnościach domku.
Nagle coś na mnie skoczyło a ja spadając z trzeciego schodka uderzyłam głową o ziemię. Pojawiły się mroczki. Kiedy byłam w stanie wstać zaczęłam się rozglądać jednak wszystko było rozmyte. Mój wzrok zatrzymał się na jakimś punkcie przesuwającym się w moją stronę. Bałam się i wiedziałam że jest już po mnie. Kiedy obraz się wyostrzył zobaczyłam dużego, szarego wilka szczerzącego ostre zęby. -Mike nie żyje a ja za moment do niego dołączę-pomyślałam
Zaczęłam się powoli cofać, później to powolne cofanie zmieniło się w szybki chód a później w bieg. Wiem, wiem. Nie powinnam uciekać ale też nie mogłam czekać aż to bydle przyjdzie i pożre żywcem.
-Idiotko i co teraz. Na drzewo nie wleziesz a on jest od ciebie szybszy!-powtarzałam w myślach. Nie widziałam go jednak wiedziałam że tam jest i biegnie na mnie, poluje.
Byłam zdziwiona gdy zza drzew wyłonił się mój dom. Przyśpieszyłam.
-Jezu udało się, udało. Ja żyje!-kiedy wbiegłam do przedpokoju moje serce stanęło a ja upadłam na kolana.
-Żyje!-powtarzałam w myślach. Na wszelki wypadek zamknęłam wszystkie okna i drzwi. Zrobiłam sobie herbaty i udałam się do swojego pokoju. Pół godziny później siedziałam na łóżku z pustą szklanka nadal się trzęsą.
-Mike nie żyje? Nie, nie, on żyje tylko ci się wydaje-wmawiałam sobie jednak nawet to mnie nie przekonało. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Byłam pewna że był to Matt, było już późno więc powinien być już w domu, jednak to nie on pojawił się w drzwiach gdy krzyknęłam "proszę"
-Jezu, myślałam że już po tobie-Mike wyglądał na zmęczonego. Na sobie miał tylko biały podkoszulek i czarne, krótkie spodenki.
-Też się cieszę że cię widzę
-Nie za zimno?-zapytałam drżącym głosem.
-Nie. Co ci?-bez żadnych emocji oparł się o biurko.
-Ty się pytasz co mi jest? Gdybyś był godzinę temu w domu, znalazł byś pewnie przed drzwiami moje zwłoki. Jezu, on się jeszcze pyta co się stało!-byłam oburzona. Przecież ten debil musiał zauważyć krew na schodach.
-Jeśli mi nie powiesz nie będę wiedział za co mam przeprosić-stwierdził trochę pobudzony.
-A więc zacznijmy od początku. Postanowiłam złożyć ci wizytę z powodu jednej plotki rozchodzącej się w szkole o której pewnie nic nie wiesz. No i zamiast ciebie zastałam wielkiego, szarego wilka który od tak wyskoczył na mnie z twojego domku i chciał mnie pożreć, to się stało!-z tego całego napięcia wstałam i podeszłam do okna by je otworzyć, nie wiem czy to w pokoju jest tak gorąco czy to mi skoczyło ciśnienie.
-Nic ci nie jest?-chłopak po przemyśleniu tego co powiedziałam znalazł się przy mnie.
-Nie, na szczęście ale mało brakowało. A tobie?
-Dopiero co wróciłem, miałem jedną sprawę do załatwienia-pokiwałam głową. Przez chwilę staliśmy w ciszy po czym zebrałam w sobie wszystkie siły i wtuliłam się w jego pierś. Mike wydawał być się trochę zaskoczony.
Przez te pół godziny samotnego siedzenia w pokoju uświadomiłam sobie że jednak coś do niego czuje i nic tego nie zmieni.
-Już w porządku. Nic ci nie jest, nic mi nie jest. Ciii-głaskał mnie po głowie a ja zaczęłam cicho szlochać. Złapał mnie za ramiona i delikatnie odsunął od siebie po czym spojrzał prosto w oczy, mówiąc.
-Lilly, już wszystko w porządku, jestem tu-nie wytrzymałam i pocałowałam go. Mike był jeszcze bardziej zaskoczony ale powiem szczerze że nie dziwię się mu. Najpierw go całuje, później odpycham a teraz znowu całuje.
-Lil..ly. Lilly!-trochę się zdziwiłam gdy jego ręka powędrowała w stronę mojego czoła.
-Ty na pewno nie masz gorączki?-pokręciłam głową. Chłopak spoważniał po czym spuścił głowę. Przez chwilę się na niego patrzyłam i już miałam wyjść z pokoju, zażenowana gdy chłopak podnosząc głowę zrobił zawadiacki uśmieszek. Przybliżył się do mnie o parę kroków tak że jego klatka piersiowa stykała się z moją. Był wyższy ode mnie prawię o głowę. Złapał mnie za podbródek i musnął swoimi ustami moje. Zdawało mi się że się trochę boi ale po chwili był już pewniejszy. Poznałam to po tym że jego ręce powędrowały po moich barkach w dół do dłoni, przeskoczyły na moją talie i skierowały się w dół na moje pośladki a ja poczułam dziwne za razem przyjemne uczucie w podbrzuszu.
---------------------------------------------------
Ohh Lilly, robi się gorąco.
Wróciłamm! Po tej długiej za razem męczącej przerwie.
Na ten rozdział pomysłu nie miałam, jak zawsze ale jak widać udało się !
Mam nadzieję że się nie obraziliście za tą przerwę
i jesteście nadal ze mną.
Starałam się pisać z akcją i mam nadzieję że się podoba :*
Proszę o ocenę w komentarzach ;)
ŚWIETNE! ^^ Lily jest zajebista :D Czekam na dalszy rozdział!!!
OdpowiedzUsuń